,
Lubimy być postrzegani jako „dobrzy” dla innych. Tak, celowo zapis w cudzysłowie. Bo czy faktycznie zawsze jesteśmy bezinteresowni? To nic złego, że zauważamy w sobie pozytywne sprawy, jednak w tym przypadku chodzi o coś innego.
Przypomina mi się parafraza „Hymnu o miłości”, która kiedyś pojawiła się na łamach „Mojej Parafii” (w numerze 1005).
Jest tam taki werset: „Gdybym przytulił chorego na AIDS, żeby ładnie wyglądać na zdjęciu w gazecie, byłbym żałosny”.
Kiedy podejmujemy jakieś dobro dla innych, warto stanąć w prawdzie i w głębi serca zapytać siebie o powód, motyw tego, co robimy. Czy nie kieruje nami chęć przypodobania się komuś? A może pokazanie sobie samemu, jaki jestem „gość”?
Jednak nawet jeśli podejmujemy dobro z wyższych pobudek, wzbudzając w sercu intencję „bycia dla”, to aby naprawdę nasze słowo czy gest stały się czynem miłosierdzia, powinniśmy, jak pisał w „Dives in misericordia” św. Jan Paweł II, świadcząc dobro, mieć głębokie poczucie, że „równocześnie go doznajemy ze strony tych, którzy je [to dobro] od nas przyjmują”.
Nie wystarczy ubierać myśli w piękne cytaty, jak choćby w powiedzenie: „Dając, otrzymujemy”. Trzeba naprawdę być przekonanym, że tak właśnie jest.
Podobnie jak pycha może bardzo subtelnie podszyć się pod niby-pokorę, tak i słowa o wzajemnym obdarowywaniu mogą stać się jedynie „miedzią brzęczącą”.
Dopóki sami nie mamy pragnienia, by szczerze i z wdzięcznością ucałować ręce ludzi, którym coś ofiarowujemy, nie możemy jeszcze mówić o „prawdziwych aktach miłosierdzia” z naszej strony. Niesamowicie trudna i zarazem... jakże często zawstydzająca nas jest intuicja Jana Pawła II. Dlaczego tak właśnie formułował definicję miłosierdzia? Odpowiedź znajduje się w 25 rozdziale Ewangelii św. Mateusza. Jezus, ukazując wizję sądu ostatecznego, utożsamia siebie
z potrzebującymi. On jest w tych, którym my świadczymy dobro, a zarazem On jest przecież Tym, który nas miłosierdziem obdarza. Kiedy połączymy te dwa aspekty, zaczynamy pojmować, o co Ojcu świętemu w „Dives in misericordia” chodzi. Zaczynamy pojmować rozumem, ważne jednak... byśmy umieli przyjmować także sercem.
Kiedy tak się stanie, naprawdę będą kwitły w nas ogrody miłosierdzia.
Małgorzata Sar